5/24/2017
koreańska pielęgnacja
,
książka
,
maseczka
,
pielęgnacja
,
recenzja
,
Sekrety urody Koreanek
,
uroda
7

Koreańska pielęgnacja cz. 1
5/24/2017
koreańska pielęgnacja
,
książka
,
maseczka
,
pielęgnacja
,
recenzja
,
Sekrety urody Koreanek
,
uroda

Dziś przychodzę do Was z postem, do którego napisania zbierałam się już od jakiegoś czasu. Zacznę może od tego, że raczej wolno podążam za trendami, także pierwszy raz o koreańskim rytuale piękna usłyszałam jakieś dwa miesiące temu. Poznałam wtedy skróconą wersję rytuału pielęgnacyjnego i od razu zaczęłam go stosować - bardziej z ciekawości, niż dla efektu. Po dwóch tygodniach jednak, tak mi się to spodobało, że skoczyłam do księgarni i kupiłam przesławną już książkę Charlotte Cho - ,,Sekrety urody Koreanek". Przyznam, że książka zmieniła mój sposób patrzenia na skórę i pielęgnację, a po dwóch miesiącach stosowania się do zaleceń autorki różnica w wyglądzie mojej skóry jest zdecydowanie zauważalna. Także postanowiłam stworzyć serię postów,które poświęcę mojemu spojrzeniu na koreańską pielęgnację. Mam nadzieję, że tak jak inni zainspirowali mnie, tak i ja zainspiruję Was do walki o piękną i zdrową cerę.
Dziś chcę Wam przedstawić samą książkę, bo bez niej nie byłoby niczego - ani postów, ani pięknej skóry. Bardzo podoba mi się to, że jest napisana w sposób lekki, dzięki czemu szybko się czyta i łatwo wchodzi do głowy. Na szczęście nie jest to jeden z tych nudnych podręczników, gdzie przy 5 stronie zaczynasz już lekko przysypiać, a przy ostatniej kartce tylko cieszysz się, że to koniec. Na pewno dużo dają zabawne obrazki, ilustrujące przesłania danego rozdziału. Stanowią jego podsumowanie, w razie gdybyście chciały sobie coś na szybko przypomnieć.
Dzięki tej książce zrozumiałam,że maska w płachcie to mój przyjaciel, nie wróg. I choć nigdy za takimi nie przepadałam z racji ich wielkości i tego, że są po prostu dla mnie za duże, to jednak chętniej po nie sięgam,wiedząc jak wiele mi dadzą. Dla wszystkich drobnych kobietek mam też fajną informację - maski LomiLomi dostępne w Hebe nie dość, że są tanie i świetnie działają, to jeszcze są dość małe,także spokojnie można je dopasować nawet do bardzo drobnej twarzy. Kiedyś używanie tego typu maseczki stanowiło dla mnie bardziej po prostu konieczny element pielęgnacyjny. Dziś - jest to chwila relaksu: nakładam maseczkę, wmasowuję w szyję i dekolt resztki esencji z opakowania i przez 30 minut leżę słuchając muzyki lub oglądając ulubiony serial.
Kolejnym ważnym dla mnie aspektem jest ochrona przed promieniami UV. Jestem typem bladziocha od kiedy pamiętam, zawsze byłam pod społecznym naciskiem,aby w czasie wakacji ,,nałapać" słońca. Dzięki Charlotte dowiedziałam się, że jednak dobrze robiłam unikając słońca i opalania. Promienie UV niszczą naszą skórę,a dokładniej nasze komórki, które umierając tworzą piękną opaleniznę. Nadal chcecie być opalone? Chyba nie :)
Mimo tego,że opalania unikałam to jednak nigdy nie miałam jakiegoś zbyt pozytywnego podejścia do kremów z filtrem i nie sprawdzałam wielkości filtru w produktach, których używam na co dzień. Aktualnie jest to dla mnie ważne i staram się jednak, aby zawsze na skórze był chociaż najmniejszy filtr, jeżeli akurat innego nie mam. Wiele typowo koreańskich kremów BB zawiera takie filtry, więc tutaj macie dwa w jednym - piękno i zdrowie dla skóry.
Ostatnim najważniejszym aspektem, który chcę dziś poruszyć jest koreański rytuał pielęgnacyjny w 10 krokach. Pewnie wiele z Was, tak jak ja na początku, będzie przerażone ilością zabiegów, które należy wykonywać dwa razy dziennie, przez 7 dni w tygodniu. Najgorsze jednak są początki, kiedy to wszystko musimy wprowadzić go swojego programu dnia. Po dwóch miesiącach wykonywania tych wszystkich kroków, nie wyobrażam sobie, aby je ominąć. Te poranne stały się tak ważne, jak umycie zębów i mimo, że jestem typem śpiocha, to potrafię wcześniej wstać, żeby zrobić wszystko jak należy. Wieczory rytuał pomaga mi się natomiast uspokoić,wyciszyć i przygotować na noc. Nawet jeżeli jestem bardzo zmęczona to nie pomijam go bo nic mnie tak nie relaksuje przez snem, jak delikatny masaż twarzy ulubionymi kosmetykami.
Książka zawiera wiele ciekawych instrukcji i informacji, więc jeżeli jeszcze jej nie przeczytałyście to koniecznie to zróbcie. Możecie też zaglądać na blog, gdzie będą się pojawiać posty poświęcone tego typu pielęgnacji skóry. Na pewno omówię wszystkie kroki koreańskiego rytuału, a także pokażę moje polskie zamienniki kosmetyków koreańskich.
Nigdy nie sądziłam, że wsiąknę w ten temat tak bardzo, ale kiedy po pierwszym miesiącu zauważyłam widoczne zmiany w wyglądzie skóry, wiedziałam, że to miłość. Aktualnie uwielbiam pokazywać się bez makijażu bo bardzo często zbieram komplementy na temat mojej cery. Nie jest jeszcze idealna, ale jestem na jak najlepszej drodze, aby taka się stała. Poznałam sekrety urody Koreanek i walczę o zdrową i młodą skórę. Mam nadzieję, że do mnie dołączycie.
P.S. Na moim Instagramie możecie zobaczyć kilka zdjęć #nomakeup, gdzie widać jak wygląda moja skóra :)
Jesteście ciekawe kolejnych postów z tej serii? Koniecznie dajcie znać, zwłaszcza jeżeli ciekawią Was jakieś konkretne aspekty tej pielęgnacji.
Mam tę książkę, ale jakoś nie mogę się zebrać do jej przeczytania od deski do deski😉 Jeszcze zachce mi się zmienić zupełnie pielęgnację i dopiero będzie roboty😅
OdpowiedzUsuńHaha :) mimo wszystko i tak polecam :)
UsuńJestem za! A maseczki z Hebe są genialne i aż dziwne że dopiero teraz po nie sięgnełaś :P
OdpowiedzUsuńno właśnie jakoś wcześniej mi w oko nie wpadły :) Lecę jutro kupić więcej <3
Usuńchętnie przeczytałabym tą książkę, ale w bibliotece chyba nie znajdę :)masz ładną cerę
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa książka.
OdpowiedzUsuńMam ja i jak tylko kupiłam, usiadłam i przeczytałam ;))
OdpowiedzUsuń